Od wydarzeń mających miejsce podczas Dnia Założycieli
minęło kilka dni, które dla nikogo nie były łatwe. Pogrzeb burmistrza Lockwood
był trudny dla wielu mieszkańców Mystic Falls, a spotkanie upamiętniające jego
świetność przyciągnęło nieoczekiwanych gości.
— Strasznie mi przykro, pani Lockwood. — Agrona, ubrana w
swój zwyczajowy, elegancki i tajemniczy strój, złożyła kondolencje wdowie po
burmistrzu. Dostrzegła w jej oczach nie tyle smutek, o ile niepokój, toteż
postanowiła zamienić z nią kilka dodatkowych zdań. — Czy mogę ci jakoś pomóc?
Czarownica ujęła dłonie kobiety, oplatając je palcami
skrytymi w czarnych, satynowych rękawiczkach. Spojrzała prosto w oczy Carol,
starając się wzbudzić tym gestem jej zaufanie. Wdowa utknęła na chwilę w tym elektryzującym
spojrzeniu Rhiannon, po czym powiodła wzrokiem na nieokreślony punkt za nią i
wymusiła uśmiech, zapewniając, że wszystko w porządku. Agrona nie zamierzała
jednak dać się tak łatwo zbyć.
—
Powiedz mi, co cię trapi, Carol — wycedziła stanowczym tonem, chyba nieco zbyt
głośno i dosadnie, bowiem kilka par oczu zwróciło się w ich stronę.
Posiadłość
Lockwoodów pękała w szwach od gości, którzy przybyli pożegnać zmarłego
burmistrza, pomimo że dom i ogród były imponujących rozmiarów. Gustownie
urządzony salon huczał od rozmów, szeptów. Na ogrodzie stało kilka osób, które
przyszły „bo wypada” i zaczerpywały świeżego powietrza, z dala od sztucznego
zgiełku charakterystycznego dla takich spotkań. Nawet jeśli obserwowali, to
bezmyślnie, nie rejestrując i nie zapamiętując – ich zdaniem – mało istotnych
szczegółów. Na przykład takich jak Elena Gilbert, która pojawiała się na
przemian we włosach prostych, jak co dzień, oraz pofalowanych, które tak rzadko
się u niej widywało.
—
Dlaczego wynalazek zadziałał na mojego męża? — wyszeptała drżącym głosem pani
Lockwood. W jej oczach nie było łez, a w sercu zwyczajnego smutku, bólu. Burmistrz był mężczyzną impulsywnym, nawet agresywnym.
Miał ciężki charakter i bywało, że bezpodstawnie się złościł, nawet szarpał.
Najlepiej wiedział o tym jego syn, młody Tyler, który po jego śmierci stopniowo
zaczynał kojarzyć dość druzgocące fakty.
—
Dowiemy się tego — zapewniła wdowę Agrona, luzując uścisk swoich palców wokół
jej dłoni. Była pewna, że Carol nic nie ukrywa i nic nie wie. Podejrzewała, że
w głębi duszy kobieta jest skłonna uwierzyć nawet w to, że jej mąż był
wampirem, bowiem tłumaczyłoby to jego porywczy charakter.
Wiedźma
pożegnała tymczasowo gestem panią Lockwood i wyszła na ogród, jako że również
nie przepadała za stypami. Oparła się o śnieżnobiały mur okalający cały taras i
wyjęła z torebki cygarniczkę. Wyglądała wówczas jak gwiazda z lat
pięćdziesiątych, afiszująca się ekskluzywnym cygarem, choć w rzeczywistości był
to zwykły papieros.
Agrona
przyciągała uwagę swoim strojem, który wzbudzał podziw i wyglądał dość
charakterystycznie, nawet jeśli moda z minionych lat powracała cyklicznie. Lubiła
jednak ubierać się z klasą, zachowywać się w sposób dystyngowany i może nieco oziębły.
Dlaczego, pozostawało przez wieki jej słodką tajemnicą.
— Hej, Audrey
Hepburn1, twoje dziesięciolecie już dawno minęło! — Dobiegł do niej
głos. Kiedy podniosła wzrok, zauważyła stojącego obok Damona Salvatore.
Wyglądał znacznie lepiej, niż gdy widziała go po raz ostatni.
— Och,
trochę przypiekło ci skórę to ostatnie solarium — zadrwiła z wymuszonym
przejęciem, wspomniawszy widok wampira wijącego się w płomieniach.
Damon
odpowiedział wiedźmie mrugnięciem oka i bladym uśmiechem. Zdawał sobie sprawę z
tego, że miała nad nim przewagę; wiedział także, iż jest absolutnie bezpieczny
pośród tylu ludzi i może wreszcie dowiedzieć się, dlaczego czarownica pojawiła
się w Mystic Falls i terroryzuje jego życie.
— Nie
wiem, czy powinienem być ci wdzięczny, czy cię nienawidzić — zaczął,
przysiadając na murze. Nawet w obliczu pośredniego zagrożenia sprawiał wrażenie
beztroskiego i wyluzowanego.
— Z
dwojga złego wolałabym twoją wdzięczność, przynajmniej będziesz użyteczny,
usiłując spłacić swój dług za darowane życie — odparła Agrona.
Wiedźma
musiała to przyznać, pomimo iż chciała i powinna uśmiercić obydwu braci
Salvatore, mogli okazać się bardzo przydatni. Byli dość starzy i, z tego co
słyszała, sporo przeżyli. Mieli zatem mnóstwo znajomości, niemałą wiedzę. Pod
znakiem zapytania stawała jedynie ich chęć do pomocy, ale Agronie chyba właśnie
udało się ją wymusić. Miała szczęście. Damon pod wieloma względami był
bystrzejszy od Stefana, jednak jego impulsywność i lekkomyślność często
stawiały go pod murem i doprowadzały do sytuacji bez wyjścia.
Odpowiedzi,
jaką Damon usłyszał, obawiał się szczególnie. Strach właściwie był niepoprawnym
określeniem w jego przypadku. Nie lubił być niczyim dłużnikiem, szczególnie
takich przebiegłych czarownic, jak Agrona, choć musiał przyznać, że była
wyjątkowo błyskotliwa i gdyby była człowiekiem podatnym na wampiryczny przymus,
zapewne już dawno zaciągnąłby ją do sypialni i pobawił się z nią przez kilka
nocy.
Wiedźma
zaśmiała się perliście.
—
Tylko mi nie mów, że potrafisz czytać w myślach — jęknął z udawanym oburzeniem
i skrępowaniem. Jednak kiedy pokiwała przecząco głową, poczuł pewną ulgę.
— Ale
widzę twoją aurę.
Damon
skrzywił się. Te wszystkie magiczne sztuczki, czarnoksięskie sposoby i
umiejętności stanowiły dla niego, dosłownie i w przenośni, czarną magię;
dziedzinę, której nie pojmował i która trochę go bawiła, nawet jeśli igrał z
jej potęgą.
— Że
niby moja dusza świeci kolorami? — prychnął.
Agrona
wyprostowała się, wciągnąwszy gęsty dym do płuc. Zbliżyła się do wampira tak,
by mógł poczuć piżmowy zapach jej skóry na szyi spryskanej perfumami. Pachniała
zmysłowo i pociągająco, a przez cienką skórę Damon dostrzegł pulsującą tętnicę.
Poczuł, jak jego oczy zaczynają piec, a ciało obezwładnia powoli podniecenie i
pragnienie krwi. Najchętniej złapałby tę przeklętą wiedźmę i wyssał z niej całe
życie. Pachniała obłędnie i równie niesamowicie musiała smakować.
— Nic
to jednak w porównaniu z twoim największym, najskrytszym pragnieniem — szepnęła
mu do ucha, a jej głos brzmiał jak melodia wygrywana na złotej harfie.
Z
trudem powstrzymał łaknienie. Czarownica odsunęła się i zaciągnęła ponownie
dymem z cygarniczki, który wiatr poniósł prosto w twarz Damona, ocucając go
nieco.
—
Elena — rzucił, wziąwszy głęboki oddech i zauważywszy nastolatkę na tarasie.
Wyglądała na nieco zaskoczoną tym, co przed chwilą zobaczyła, choć starała się
ukryć swoje zdziwienie.
— Błąd
— poinformowała go Agrona, podążywszy za jego spojrzeniem i życzliwie uśmiechnęła
się do Kateriny Petrovy, która pojawiła się znienacka w Mystic Falls.
Damon
przewrócił oczami, wyglądając na niezbyt zadowolonego z widoku byłej kochanki. Złapał
ją pod ramię i zaciągnął na kraniec ogrodu, z dala od ludzi. Odchodząc,
Katherine pomachała do czarownicy, która wciąż była dość zszokowana jej
obecnością.
Popołudniową
już porą słońce przecinało koronę drzew ostrymi promieniami, usiłując dosięgnąć
najniższej części lasu, musnąć złocistym ramieniem mchowy dywan porastający
wilgotną, brunatną ziemię. Wiatr skradał się, pragnąc pozostać niezauważonym,
lecz cichy szept szeleszczących, obłudnych liści zdradzał go raz po razie. W
powietrzu błądził lekki aromat dojrzałych grzybów i kwitnących wrzosów,
współgrający z melodią śpiewaną przez niezastąpionego, znanego w tej kniei
barda. Ten utalentowany, bez wątpienia, królewicz zielonych zagajników cykał
bezwstydnie i głośno, choć jednocześnie skrywał swą świerszczową postać
pomiędzy wyschniętymi źdźbłami trawy. Pieśń jego, niosąca się echem,
zwiastowała nadejście nowej królowej tego gaju, a wraz z nią okres bezprawia i
nierządu, podczas którego w walce na śmierć i życie zwyciężyć mieli jedynie
najsilniejsi, najsprytniejsi. Był to czas bezlitosnych drapieżników, brutalnych
krwiopijców, niosących śmiercionośne pocałunki w hołdzie Ciemności.
Niektóre
czarownice były sługami ciemności, córkami pradawnej puszczy, połączone w
symbiozie z dziką naturą. Gęsto porośnięte bory były ich domem, liczne pnącza i
korzenie – ich żyłami, w które prastara moc tchnęła życie całe tysiąclecia
temu. Wiedźmy te nawet w dobie cyfryzacji i cywilizacyjnego postępu powracały
do zanikających lasów, by połączyć się ze swą prawdziwą naturą, by czerpać z
jej dóbr, ale także dawać.
Na
wygolonej przez okolicznych drwali polanie, gdzie jedynie sterczące, przycięte
pnie świadczyły o dawnej majestatyczności wiekowych drzew, odbijało się bladym
jeszcze blaskiem złocisto-pomarańczowe, migotliwe światło płomieni dogasającego
paleniska. Płonące języki tańczyły w powietrzu, usiłując sięgnąć księżyca, a
pojedyncze iskry, niby figlarne świetliki, błędne ogniki, wirowały radośnie ku
górze, udając gwiazdy i próbując przypodobać się księciu nocnego sklepienia.
Poza strzelającym
ogniem, przy akompaniamencie świerszczy i cyklicznym pohukiwaniu sów,
wybrzmiewała z niewieściego gardła niezwykła, mantryczna pieśń w nieznanym,
starożytnym języku.
oṃ bhūr bhuvaḥ svaḥ
tat savitur vareṇyaṃ
bhargo devasya dhīmahi
dhiyo yo naḥ pracodayāt2
Wiedźma powtarzała wersety po kilkakroć, miękkim,
spokojnym głosem. Jej oczy były przymrużone, a ramiona wzniesione ku
płomieniom. Sylwetka kobiety kołysała się nieznacznie, zataczając koło.
Mantra przyspieszała, aż słowa wypowiadane przez
wiedźmę zlewały się w jedną, niezrozumiałą całość. Wszelkie dotychczasowe
dźwięki natężyły się, scalając w zjawiskową kakofonię szelestów, pogłosów,
szmerów i innych leśnych hałasów. Ta muzyka zdawała się uderzać niewidzialnymi
falami, rozbijając się o pnie drzew, wciskając w ich korę, okalając każdy
pojedynczy liść i igłę, przenikając do każdego, najdrobniejszego źdźbła trawy.
Nagle wszystko ucichło. Każdy dźwięk urwał się,
zawisając wrogo w powietrzu. Wiedźma zastygła w bezruchu, niczym pomnik
przedwiecznej bogini. Czas zatrzymał się w miejscu.
mere
prabhu
mujhe
apanee shakti de
aap hamesha ke lie vrddhi3
Ostatnie słowa wypowiedziała ze szczególnym
namaszczeniem. Następnie opuściła ręce, rozchylając powieki. Ogień zatańczył w
jej oczach, a wszelkie leśne odgłosy nieśmiało pojawiały się na powrót jeden po
drugim.
— No, no. Piękne przedstawienie. — Do uszu wiedźmy
dobiegł głos. Głos należący do osoby, która nie powinna znajdować się w
pobliżu. Nikt nie powinien. Całe szczęście, że udało jej się dokończyć rytuał.
Z ciemności wyłoniła się wątła kobieca sylwetka, która
– choć równie niechętnie wówczas widziana przez Agronę – uspokoiła nieco
wiedźmę.
— Katerina — zauważyła, podnosząc się z klęczącej
pozycji.
— Masz szczęście, że to ja, a nie coś innego. Na
przykład wilkołak czy… — Wampirzyca urwała w pół słowa, nonszalanckim, pewnym
krokiem zbliżając się do ogniska, które jeszcze przed chwilą było mistycznym
centrum.
— Kopę lat, Petrova.
— Twoje indyjskie sztuczki nigdy nie przestaną mnie
fascynować — westchnęła Katherine, wyciągając dłonie ku płomieniom, jakby
chciała je ogrzać.
— Mogło ci się coś stać! — warknęła Agrona, odrobinę zaskoczona
beztroską znajomej. Podczas rytuałów wiedźma bywała zazwyczaj zupełnie
bezbronna, kiedy zapadała w trans, a jej dusza przenosiła się do innego wymiaru,
pozostawiając niestrzeżone ciało. Jednak kulminacyjny moment obrzędu wymiatał
wszelkie istnienie w promieniu kilkudziesięciu metrów. Wampirzyca miała mnóstwo
szczęścia, skoro mistyczna fala jej nie dosięgła.
— Tak dawno się nie widziałyśmy…
— Ostatnim razem hulałyśmy na habsburskim dworze —
przypomniała wiedźma, wspominając miniony wiek. Wywołało to szczery uśmiech na
twarzy jej rozmówczyni. Chwilę później posępniała.
— To był piękny okres, ileż bym dała, by móc znów
paradować w tych wyniosłych, wytwornych sukniach, otaczać się służbą, gotową do
spełniania moich najskrytszych zachcianek… — Zamilkła na chwilę, jakby ważąc
słowa na języku. — Obecne czasy też są wygodne, ale brakuje im polotu. Są
tandetne, płytkie. Miałkie.
Agrona zaśmiała się perliście z wypowiedzi
przyjaciółki, zarazem obdarzając ją ciepłym spojrzeniem. Powierzchowność
wampirzycy była niczym gruby, wysoki i niezniszczalny mur, jednocześnie
zdradliwie łatwy do obejścia.
— Pieprzysz, Katerina.
— A piętnasty wiek?! — usiłowała się bronić. —
Poznałyśmy się wtedy! Czy to nie był złoty okres?
— Ciemnogród — mruknęła wiedźma, wspominając równocześnie
swoje przybycie do Anglii.
Kiedy postawiła stopę na brytyjskiej ziemi, poczuła
się, jak gdyby odbyła podróż w czasie. Indie, z których przybyła po – zdawałoby
się – trwającej całą wieczność wyprawie, były zacofane, niemal stanęły w
miejscu, jakby wciąż trwała tam epoka starożytna albo wręcz prehistoryczna.
Wszelkie wioski i miasta znajdowały się wokół
kamiennych, granitowych świątyń, które ludzka lub prędzej boska ręka stworzyła
nawet w siódmym wieku. Były one zachwycające, prawda. Podobnie, jak
zachwycające były wodospady na rzece Shivanasamudra. O, te zapamiętała
szczególnie dobrze. Nigdy potem przez całe stulecia nie spotkała piękniejszych
krajobrazów, tak krystalicznie czystej wody. Nigdy później nie zaznała takiej
wolności.
Jednak to w Anglii czas postąpił do przodu. Miast
wzniosłych świątyń ku czci bogów, ludzie stawali zamki i pałace sobie. Brytyjska
architektura niepodważalnie i nieopisanie różniła się od indyjskiej. Dostrzegła
to jeszcze z morza, płynąc z ocalałą po sztormie flotą. To była koszmarna noc. Cała
podróż była czymś, czego Agrona nie zapomni do końca swoich dni.
1 brytyjska
aktorka i modelka, popularna w latach 50.
2 Mantra
Gajatrī; uważana za jedną z najświętszych mantr. Hinduiści wierzą, że ma moc
niweczenia karmy
3 Z
indoaryjskiego: Panie, obdarz mnie mocą
swoją. Panie, powstań na wieki.
Nie do końca jestem zadowolona z tej części, jednak nie umiałam jej sensownie dopieścić. Jest to właściwie wstęp do rozdziału drugiego, jego kolejna część będzie obszerniejsza i - mam nadzieję - ciekawsza. Albo i nie. Zostawiłam sobie taką wstrętną dziurę, którą próbuję zapchać nieudolnie.
Gdybyście szukali poszczególnych elementów bloga - schowałam je pod poziomym paskiem na dole ekranu.
xoxo i inne bajery. Dziękuję, że jesteście! Niektórzy... ;)
Nie do końca jestem zadowolona z tej części, jednak nie umiałam jej sensownie dopieścić. Jest to właściwie wstęp do rozdziału drugiego, jego kolejna część będzie obszerniejsza i - mam nadzieję - ciekawsza. Albo i nie. Zostawiłam sobie taką wstrętną dziurę, którą próbuję zapchać nieudolnie.
Gdybyście szukali poszczególnych elementów bloga - schowałam je pod poziomym paskiem na dole ekranu.
xoxo i inne bajery. Dziękuję, że jesteście! Niektórzy... ;)
Rozdział zakebisty i mam nadzieję że bedzie coś pomoedzy Argona a panem D.Salvatore. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńBędzie - to są tak wybuchowe i ciężkie charaktery, że będzie pomiędzy nimi grzmiało, będą leciały iskry, wióry; ogólnie chaos i zniszczenie. ;)
UsuńDziękuję i pozdrawiam również.
" Kopę lat, Petrova " - tak jakoś mnie to rozbawiło. Wytworna, piękna, niemalże mistyczna Argona i taki zwykły zwrot. Nie piszę jednak, że był nie na miejscu- wręcz przeciwnie! Do tekstu pełnego tajemnic i mroku wprowadził promyk światła :D
OdpowiedzUsuńWbrew pozorom ta część była dosyć beztroska, niezbyt zobowiązująca. Argona w końcu porozmawiała z Damonem, a nie darowała mu życie. To był typowy Damon i jego obsesja na temat "czary mary" , którego nie rozumie i chyba nawet się boi :D No i pojawiła się Katherine! Szczerze? Uwielbiam ją! Ta postać jest pełna sprzeczności... Tutaj pokazałaś ją, jako starą, tradycyjną wampirzycę; zadrę, która tęskni za starymi czasami, ale jestem pewna, że jeszcze nie raz da mieszkańcom Mystic Falls popalić :D
Co tu mówić? Może jedynie tyle, że rozdział rzeczywiście tak jakby się urywa, brakuje w nim jakiegoś podsumowania- sama nie wiem jak to wyjaśnić ...
Mimo to jest świetny. Miło się go czytało!
Z utęsknieniem czekam na więcej ;*
Pozdrawiam!
Dziękuję Ci niezmiernie. :)
UsuńAgrona jest cynikiem, pozornie śmieszne i przyjazne teksty w jej ustach mogą brzmieć naprawdę dziwnie. ;]
Cieszę się, że znów udało mi się stworzyć te postaci (Damona i Kath) takimi, jacy są w oryginale, dziękuję że to doceniasz. :)
No właśnie, to taki wstęp do wstępu. Gdybym pociągnęła rozdział dalej, mielibyśmy gigantycznego kolosa, bo potem ciężko byłoby mi urwać. A staram się, by każdy rozdział miał mniej więcej podobną długość.
Pozdrawiam i całuję! :)
Nie lubię pisać z telefonu, ale mój komputer dzisiaj nie lubi wielu stron i ich nie ładuje :(
OdpowiedzUsuńRozdział super! Podoba mi się Twoje bohaterka, jest mroczna i tajemnicza. Nie zdradzasz zbyt wiele na jej temat i idealnie dozujezz informacje, co podnosi napięcie. Super! Twój sposób pisania bardzo mi się podoba, bo jest naturalny i przyjemny w odbiorze. Szczególnie to doceniam u autorów bo lubię teksty dopracowane :)
Pozdrawiam! :)
Rozdział świetny. I nic nie szkodzi że nie ma akcji, chociaż mogliśmy się troche dowiedzieć o Agronie i jej przeszłości. Cudownie piszesz i uwielbiam czytać twoją historię, chociaż nie przepadam za wampirami. Jednak tutaj Damon bardzo mnie ciekawi i jestem ciekawa co będzie dalej :*
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie na kolejny rozdział i mam nadzieję, że szybko dodasz :)
Pozdrawiam i dużo weny życzę *.-
Ok. Przeczytałam wczoraj w nocy i... Znów piszę z telefonu. Wybacz mi więc już na samym wstępie.
OdpowiedzUsuńNie było akcji, napisałaś, że niezbyt Ci podchodzi (cholera, mój telefon nie wyłapuje czasem liter, bo za szybko wstukuję, więc może być masa błędów), ale jak dla mnie to rozdział jest chyba najlepszy. Strasznie mi się podoba ta druga część z Petrovą. Opisy na początku - wszystko. Ty mnie tu chwalisz, a jesteś świetna!
Nic się tu zbytnio nie dzieje, ale czytając poczułam, że mam okropne postacie z dennym słownictwem i życiem. A czyja to wina? Twoja. Podam Cię do sądu albo naśle Chucka Norrisa. Mam kompleksy.
Agrona jest coraz lepsza, mi się bardzo podoba jej charakter i historia, a widzę, że będzie się działo. I Damon jest chyba całkiem spoko postacią, więc aktualnie nie musi odpalać wrotek.
Ciekawi mnie tylko Petrova, ale raczej czegoś się jeszcze o niej dowiem.
Przepraszam za komentarz. Tak. Przepraszam.
Strzałeczka!
Patrz, jakaś to dziwna zależność, bowiem ja mam dokładnie takie same odczucia podczas czytania Twojej historii - że moje postaci i moje słownictwo pozostawia mi wiele do życzenia. Także nie wygrasz tej sprawy w sądzie. A Chuck Norris zatrzyma się pośrodku i będzie się zastanawiał, kto ma prawdziwszą prawdę.
UsuńPozostałe części rozdziału 2. będą poświęcone Petrovie i Agronie - tyle mogę zdradzić. :)
Dziękuję Ci serdecznie za komentarz, wiele dla mnie znaczy!
Agrona, Damon i Katerina - moje ulubione zestawienie postaci i to wszystko w jednym rozdziale, mogę już umierać. Nie mam pojęcia czemu nie jesteś zadowolona z tej części. Jest naprawdę świetna, zresztą nigdy mnie żadną nie rozczarowałaś. Nie bądź dla siebie taka surowa :3 Czyta się przyjemnie, muzyka dodaje charakteru, wręcz pozwala wczuć się w atmosferę opowiadania.
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się to, że umiesz zachęcić do dalszego czytania.
Niecierpliwie czekam na więcej ^^
stoneofheart.blogspot.com
Bardzo Ci dziękuję. :) Cieszy mnie, że ktoś jednak korzysta z tej muzyki, wydaje mi się, że podkręca ona klimat. :3
UsuńPozdrawiam!
Nie zawodzisz :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę polubiłam Twoją historię. Czyta się przyjemnie. Agrona ma ciężki charakter, więc przy tej postaci nudzić się nie da.
Zacna końcówka ^-^
Myślałam, że dojdzie do jakiejś, nazwijmy to, sprzeczki kiedy Katherina pojawiła się w lesie przerywając Agronie rytuał, ale o dziwo odbyły miłą i beztroską rozmowę. Wiem, ze są przyjaciółkami, ale z tym gwałtownym i wybuchowym charakterem Agrony nie można być niczego pewnym :)
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie ten burmistrz, czemu zmarł, skoro była to pułapka na wampiry to pewnie nim był, tak? Chociaż kto wie? Może po prostu dostał zawału ze strachu? :)
http://nauczysz-sie-mnie.blogspot.com/
Co Ty gadasz, rozdział bardzo mi sie podobał. Nie było w nim za dużo akcji, ale za to ciekawa rozmowa z Damonem i piękne, rozbudowane opisy. Fajne, że Agrona i Kath się przyjaźnią i mają wspólną przeszłość. Wyłapałam dwie perełki, korę trochę mi nie pasowały:
OdpowiedzUsuń"Na ogrodzie stało kilka osób" - w ogrodzie
"...panią Lockwood i wyszła na ogród" - do ogrodu.
Dzis pewnie przeczytam ten najlepszy rozdział, bo tak trochę go przejrzałam i odkryłam Wezyra. (Jestem wilka fanka Wspaniałego Stulecia :3). Pozdrawiam!
Miało byc najnowszy rozdział, ale kochany słownik w telefonie płata figle :).
UsuńDziękuję, naniosę poprawki. :)
Usuń